CO WRAZLIWSZE OSOBY UPRASZA SIE O NIE CZYTANIE, BO MOZE BYC "SIARCZYSCIE"
Jestesmy juz w domku od kilku godzin,ale musialam troche oddechu zlapac. Ciezki to byl dzien i dlugi,bo zaczal sie juz o 5 rano. Musielismy wstac tak wczesnie ,zeby Jakub mogl jeszcze cos zjesc. W szpitalu mielismy byc na godzine 10 i Bog mi swiadkiem,ze wiecej nie bede punktualna. Dla mnie jak mam byc na 10,to sie rozeznacza,ze juz pod drzwiami "dziennej kliniki",czyli po dokonaniu wszelkich formalnosci administracyjnych. Mi sie chyba jednak tylko tak wydaje,bo owszem bylismy jak kazali i czekalismy jak te durnie do 11 az pielegniara raczy przyjsc i zmierzyc temperature,zwarzyc itp...Znowu korytarz i oczekiwanie az jeszcze raz zbada "nas " anestezjolog....do 12 z kawalkiem...tu przypominam,ze operacja miala byc o owej godzinie...
Raczyli nas zawezwac za 15 pierwsza i biegusiem przebieranie i "glupi Jas".Ubawilam sie troche z niego po tym syropku narkotycznym...wiekszosc dzieci zasypia po kilku minutach a ten nie...tak juz dobrze"na haju" probowal siadac ale stwierdzil,ze "gowa boli",potem cos gadal ale juz zupelnie niezrozumiale...ale jak se probowal palce u reki policzyc to malo w glos nie parsknelam....wiecie taki na zupelnym odlocie narkotycznym...zrenice wielkie jak drewniane piec zlotych a on ta raczyne prawie pod nos przysowa i probuje paluchy liczyc...hihi
Piec po pierwszej zabrali Jakuba na blok operacyjny a mi kazali byc nazad na miejscu o godz 14.30.Bylam na czas. Posadzilam dupsko na krzesle w poczekalni i wytrzymalam kolejne pol godziny.Po trzeciej juz mnie nosilo,zlazlam na dol na" dymka"... kolejnego juz...wracam,pytam szanowna sekretarke a ona nic nie wie...wkurwa dostalam totalnego...wlazlam bezczelnie na intensywna terapie,roziadlam sie na fotelu obok miejsca gdzie powinno byc Jakuba lozko i tak czekalam z sercem w gardle az do godziny prawie 16.Pytam w koncu pielegniare, co i jak z moim dzieckiem a ona mi na to spogladajac w monitor, ze juz koncza....zagotowalo sie we mnie,ale zmilczalam....ni chujutki jednak nie pojmuje, dlaczego widzac ze czekam ,ze sie denerwuje,majac podglad monitoringu na sale operacyjna nie poinformowala mnie wczesniej ,ze z dzieckiem wszystko ok a jedynie same leczenie zebow zajmuje wiecej czasu niz przewidzieli...no znieczulica totalna a kobitka wiekowa ,sama zapewne jest matka a moze bacia nawet ...zero pomyslunku...zaraz potem przywiezli mojego niuniusia troche jeszcze przymroczonego,ale z oczkami szeroko otwartymi juz i ani myslal o malej drzemce....pan anestezjolog poinformowal mnie,ze wszystko przebieglo prawidlowo...zaraz potem przylazla dentystka i znowu mnie wkurwila...."Dzwonilam do pani,zeby powiedziec,ze musimy usunac zabki ,bo pani zniknela a telefon tez wylaczony". Tym razem nie wytrzymalam i warknelam."Po pierwsze nie zniknelam,tylko zeszlam zjesc i skorzystac z toalety,bo z tej tutaj moga korzystac tylko dzieci..Po drugie telefon mam wylaczony i owszem,bo takie sa przepisy na terenie szpitala..." tu mi sie babsko wcielo w pol zdania "wie pani ale wszyscy wlaczaja telefon na korytarzu" "wszyscy to wszyscy,a ja to ja prosze pani;a po trzecie to podpisalam zgode na operacje a co za tym idzie i na usuniecie zebow jesli bedzie taka koniecznosc, to gdzie widzi pani problem? to nie ja jestem dentysta tylko pani,wiec do pani nalezalo podjecie decyzji "Potem juz bez zgrzytow udzielila mi informacji,ze niestety musiala usunac 2 zabki na gorze i 3 na dole;reszte poleczyla;za dwa tygodnie mamy sie zglosic na kontrol do niej albo swojego dentysty...Z perfidnym usmiechem i dzika satysfakcja poinformowalam pania ,ze w takim razie pojdziemy do mojego dentysty ale co mamy robic przez te dwa tygodnie,jak pielegnowac rany?co ze szwami? dopiero wtedy mi powiedziala,ze szwy sie same rozpuszcza i dobrze by bylo plukac sola (no chyba ja posralo totalnie,zeby rany plukac sola;przeciez to bedzie pieklo;a szalwia od czego?..no tak ale te czuby nie wiedza po co sa ziola..) buzie, ale jak Jakub nie bedzie chcial plukac buzi to wytrczy myc zeby...No zebym nie zapytala,to nic by nie powiedzial z wlasnej incjatywy...Po jakims czasie dali mu wody do picia...wypil caly kubas bez zadnych histori "zwrotnych"...za jakis czas pielegniara mnie pyta ,czy on juz jadl ? "a co mial jesc?" pytam lekko zdziwiona,bo jakoby to mu nic nie dali..."a to pani nic ze soba nie przyniosla?"-zapytala zdziwiona pielegniarka...a no nic nie przynioslam....noz mi sie w kieszeni otworzyl i juz nie wiedzialam czy kpia czy o droge pytaja...wydaje mi sie,ze moje dziecko jest hospitalizowane...co prawda w "klinice jednego dnia",ale to nie zmienia faktu,ze posilek powinien byc przewidziany....przeciez ja kurwa za to place....juz po "ente" to moze ewentualnie ktos powinen nas poinformowac,ze mamy wziasc cos dziecku do jedzenia tydzien temu jak bylismy na wizycie przedoperacyjnej...i dokladnie co ,bo przeciez to byl zabieg w znieczuleniu ogolnym ,trwajacy ponad 3 godziny,wiec sa chyba jakies procedury wdazania picia i jedzenia..poza tym na drzwiach intesywnej terapii,wielki napis,ze nie wolno przynosci jedzenia i picia;a jakby kto czytac nie potrafil to i w obrazak pokazane....zeszlam na dol ,kupilam dziecku ciacha typu muffinki,wtrabil 4 i moglismy wrocic do domu...I to ma byc specjalistyczny szpital dzieciecy w Bruksellii...ja pierdziu...non koment,bo kurwa jasna krew mnie zalewa....zobaczymy ile sobie policza za ta watpliwa usluge (o czym nie omieszkam was poinformowac)...ale przysiegam,ze jak zobacze na fakturze policzony posilek,to moze byc zle....
Jakub pomimo utraty zabkow czuje sie dobrze;nawet go nie boli i nie dalam mu juz w domu zadych lekow przeciwbolowych...choc kazali dac ok godz 20...po co?....skoro dziecko usmiechniete ,je i pije normalnie,bawi sie a nawet biega i dokazuje,to ja nie widze potrzeby faszerowania go kolejna porcja chemii....
Wszytkim wam kobietki przesylajacym nam slowa otuchy i wsparcia pod poprzedim wpisem, ofiarowuje te iryski botaniczne-juz przekwitajace w moim ogrodzie...to nie zart...choc sama bylam w szoku ciezkim, jak mi cos przez szybe fioletowego blysklo pomiedzy lisciami...data na foteczkach autentyczna,choc ciezko w to uwiezyc
Super że już po wszystkim i maluch szczęśliwy:) Oby tak dalej:);*
OdpowiedzUsuńDobrze ze juz w domu jestescie i zabki wyleczone.Przejsc w szpitalu niezazdroszcze,wydaje mi sie ze w wiekszosci szpitali i nie tylko tak jest, ze umawiaja sie na konkretna godzine i olewke maja,ty sie spieszysz,jestes na czas a tu sie okazuje ze jeszcze ze 2 godz. trzeba czekac albo i lepiej.Troche niepowaznie sie zachowali i z tym jedzeniem rowniez,bo moin zdaniem powinni mu jakies zapewnic.Dobrze ze juz po wszystkim i maluch ma sie dobrze.Przesylam wam duzo buziakow:))))
OdpowiedzUsuńDobrze, że już po wszystkim:) Dużo zdrówka dla Synka:)
OdpowiedzUsuńTyle z tego wszystkiego dobre, że małego nic nie boli. Dla nich może to być normalne, że trzeba sobie jakieś jedzenie wziąść do szpitala, no nic ale to z solą czytałam dwa razy bo nie mogłam uwierzyć, że ktoś kazał rany płukać SOLĄ. No w głowie sie nie mieści!
OdpowiedzUsuńJakbym czytała o polskim szpitalu, a nie o zagranicznym :) Podobne przejścia miałam zeszłego lata z moją córką i znam ten ból i nerwy.
OdpowiedzUsuńDobrze, że już po wszystkim.
Pozdrowienia dla synka!
dobrze że już po wszystkim i Kubuś w domku...ale Twojego wqrwa rozumiem...myślałam ,że tylko u nas tak jest,ale widzę,że gdzie indziej również...to pociecha dla nas,Polaków...smutne,ale prawdziwe...
OdpowiedzUsuńbuziaczki dla Kubusia - od babci Hani i dziadka Kubusia... :-)
No i po bólu;-)))
OdpowiedzUsuńOdpocznijcie oboje!
Aga, nie skomentuję Twojego posta, bo na temat "SŁUŻBY" zdrowia mogłabym sagę napisać.
OdpowiedzUsuńDobrze, że juz po wszystkim, że maluch uśmiechnięty :)))
Najważniejsze, że wszystko w porządku! Dokazujące dziecko to znak, że wszystko ok!
OdpowiedzUsuńŚciskam